poniedziałek, 23 września 2013

Raz, dwa, trzy...

Pierwsza śmierć jest gorzka. Trucizna przenikająca jego ciało pozostawia posmak podobny do piołunu na jej ustach, ciężkich od pokrywającej je warstwy szminki. Tak właśnie smakuje zwycięstwo, zdrada i wyzwolenie, tak długo wyczekiwane. Wolność oznaczająca karę i wieczne wyrzuty sumienia.

Śmierć jest gorzka, jak zaprzepaszczone szanse na życie, które chciałaby mieć, jak wszystkie niespełnione obietnice i brak wiary, bo Melody nie potrafi uwierzyć, nie bez dowodu, już nie. Energia pulsuje tuż pod powierzchnią jej skóry, wciąż silna, gotowa rozerwać ją od środka, wystarczyłoby tylko sięgnąć, wysilić się odrobinę...

Jego usta są słodkie jak jasny miód, gęsty i spływający z łyżki powolnymi kroplami. Całując go nie czuje już prawie goryczy na własnych wargach. River Song rozpoczyna swój bieg.


Druga śmierć zaczyna się w ciszy, w głębinach jeziora, a niedobór tlenu sprawia, że myśli w jej głowie plączą się ze sobą niczym szarpane przez wiatr wstążki. Panika, potrafi tylko zauważyć. A może po prostu rozpacz, bo znowu, jak kiedyś, nie potrafi pamiętać. Na szczycie otoczonej pustynią piramidy jego słowa bolą, bardziej niż późniejsze powolne tortury przesłuchań, bo brzmią wciąż prawdą, której nigdy nie chciała potwierdzać. Cały wszechświat to dużo do kochania, nic dziwnego, że nie starczy miłości dla Melody Pond.

A potem są krzyki i jęki i oskarżenia, a ona chce jedynie zamknąć oczy, na jedną chwilę – i uciec.


Trzecia wywodzi się z cieni, czai się w każdym zakamarku i obserwuje każdy ich ruch, a on, tak głupi, tak młody, wciąż jeszcze mający przed sobą wieki, nie waha się nawet przez moment. Nie daje mu podjąć decyzji, widziała już zbyt wiele, żeby nie wiedzieć, jak to się skończy. Być może dla niej koniec nadszedł już wtedy, gdy nie rozpoznał nadanego jej przez siebie imienia.

Tym razem ona umiera, wśród sypiących się iskier i światła tak jasnego, że cienie uciekają w popłochu, na długo potem jeszcze liżąc własne rany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz