piątek, 6 września 2013

Sny

Śni o życiu, które nigdy nie będzie jego.


Wstaje w środku nocy, zostawiając w łóżku wciąż pogrążoną we śnie Rose, ubiera podarowane mu na święta przez Jackie kapcie i zmierza do kuchni. Wypija kawę, by obudzić się całkowicie i zabiera się do pracy. Ostatnio nie robi nic innego, ginie pod stertami papierów, nierozwiązanych równań i teorii, które tylko on może poprzeć, albo całkowicie odrzucić. Torchwood wykorzystuje go dobrze, czerpiąc ze wszystkich dobrodziejstw odziedziczonej pamięci. Stara się wtopić w tłum, przybierając nawet normalne, ludzkie imię. Ale pomimo części genów człowieka i tylko jednego serca, wciąż nie potrafi spać dłużej trzy godziny. Sny są czymś nowym, od tak dawna nie miał koszmarów, że prawie ich już nie pamięta.


Rose z każdym dniem oddala się od niego bardziej. Jackie, wciąż martwiąca się o nich i zerkająca im na ręce przy każdej okazji, mówi, że to tylko etap, że cokolwiek dzieje się teraz – minie. John nie jest skłonny w to uwierzyć i nawet milczenie Pete’a potwierdza, że ma rację. Rose nigdy nie chciała jego, zaledwie kopii zapasowej oryginału. Rose chciała podróży, całego wszechświata w zasięgu ręki, nie normalnego życia na przedmieściach Londynu.


Sny powracają każdej nocy. Widzi w nich światy, których nigdy wcześniej nie odwiedził, twarze nieznajomych ludzi, wciąż biegnąc, noc w noc, uciekając, tak jak kiedyś. Śnią mu się jasne loki, nie fale, ręka ściskająca jego dłoń, nie odwrotnie. Ziemia jest dla niego zbyt mała, Rose nawet nie próbuje zrozumieć, a współczujące spojrzenia jej rodziców wzbudzają jedynie obrzydzenie. Chce przygody, chce wyzwania i pocałunku z obietnicą przyszłości, której nie doświadczy.


Bywają noce, gdy nie chce budzić się ze snu.


Wraca do pracy. Do świtu wciąż pozostało dużo czasu.


***

Czasem śni o życiu, które mógłby mieć, o małym domku na przedmieściach Londynu z drzwiami koloru TARDIS i małym ogródkiem, w którym bawiłyby się dzieci. Bywają noce, gdy budzi się sam, a statek wibruje pod jego stopami uspokajająco, kiedy ustawia kurs na kolejną planetę, chcąc uciec od swoich myśli, od żali i niespełnionych życzeń. Wydaje mu się wtedy, że mógłby biec bez końca.


W niektóre noce, te, o których nie potrafi i nie chce zapomnieć, River budzi się, gdy tylko poruszy się niespokojnie. Opleciony jej ramionami, czując niesforne loki łaskoczące go w nos i świadomość jej umysłu, tak blisko niego, nie potrafi żałować. Zasypia ponownie, w snach wplatając czerwone kwiecie Gallifrey w jej magiczne włosy. TARDIS mruczy cicho, spadając przez czas i przestrzeń.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz