piątek, 6 września 2013

Dla tej, która tkała złoto uchylę rąbka gwiazd

Chłodne powietrze drapało go w gardle, a nos, choć o wiele mniej majestatyczny niż w jego poprzedniej generacji, przypominał już od dawna ten należący do pewnego renifera. Pociągnął nim na próbę, sprawdzając, czy wciąż jeszcze działa i potrząsnął głową, by odrzucić nieco przyklapnięte włosy z czoła. Czuł się w tej chwili odrobinę żałośnie i miał nadzieję, że nie było to przynajmniej całkowicie oczywiste na pierwszy rzut oka.

Chociaż jeszcze kilka godzin temu wydawało mu się, że ta cała wyprawa nie skończy się nigdy, szczególnie po odkryciu, że wejścia na szczyt góry broni jeden z bardziej upartych trolli, a dwóch członków ekspedycji zawieruszyło się tuż przed osiągnięciem wierzchołka. Przyspieszyli nieco zejście w dół – on sam stwierdził, że wracanie tą samą drogą byłoby nudne, a teraz próbowali odzyskać oddech przed kolejnym przystankiem na ich tymczasowo wspólnej drodze.

Pili gorącą czekoladę wypożyczoną wprost z 1657 roku, starając nie odmrozić sobie palców u stóp, a wirujące płatki śniegu wpadały mu nieustannie za kołnierz płaszcza, którego nie miał nawet siły poprawić. Kilka z nich osiadło też na jej lokach, skrząc się w sztucznym świetle i przyciągając wzrok. Ciągle walczył z chęcią przyjrzenia się im z bliska, więc schował wolną rękę głęboko do kieszeni, bawiąc się bezwiednie śrubokrętem sonicznym i włączając go przez przypadek dwa razy. Gdy niemalże uruchomił go po raz trzeci poddał się w końcu i skrzyżował ręce na piersi, zerkając w jej stronę defensywnie.

Uśmiechała się szeroko, obserwując jego poczynania z tym zadziornym błyskiem w oku, który irytował go od samego początku.

- Zemszczę się – obiecał pewnym siebie głosem, wspominając swoją wielką przegraną, epicki upadek wzdłuż ośnieżonego zbocza i fakt, że zamiast pomóc mu wygrzebać się z zaspy, miała czelność wyśmiewać się z niego aż do utraty tchu.

- Możesz spróbować. – River uniosła brew, prawie nakłaniając go do tego. Plecami opierała się o otwarte drzwi TARDIS, siedząc po turecku na samym progu i w puchatej kurtce wyglądała na o wiele lepiej ogrzaną niż on w swoim garniturze i cieniutkim płaszczu. – Ale nie obiecuję, że ci się uda. Poza tym, to była zemsta za zostawienie mnie samej z Edmundem, nie mógł się zamknąć na temat swoich pszczół nawet na chwilę.

- Och, daj facetowi spokój, nie miał z kim nawet porozmawiać! – Doktor pochylił się w jej stronę, usiłując wyglądać na tyle poważnie, by zmartwiła się jego słowami, chociaż wiedział, że nie ma na to w tej sytuacji żadnych szans. - Poza tym, zdecydowanie miałaś na niego zły wpływ!

- Skąd mogłam wiedzieć, że będzie mnie cytować. – Wzruszyła ramionami niedbale. – Powinien się zachowywać, w końcu ma tytuł szlachecki.

- Jeszcze go nie ma!

- Cóż, nie ma zbyt wielkich szans dożyć do oczekiwań wyższych klas, jak sądzę…

- River!

Zaśmiała się lekko, a on poczuł, że resztki zmęczenia opuszczają go na sam dźwięk jej śmiechu. Odrzucił tą myśl od siebie, starając się skupić na czymś zupełnie innym i wgapiając się w efekcie otwarcie w jej usta. Kiedy złapał się na tym, co robi, błyskawicznie odwrócił wzrok, ale było już za późno. Nie musiał mieć zdolności Sherlocka, by z zadowolonego wyrazu jej twarzy wywnioskować, że został przyłapany.

- Zobaczymy się wkrótce? – zapytał, usiłując odciągnąć jej uwagę i zapominając na chwilę, że przecież nie powinien tego robić. Chociaż pożałował tych słów natychmiast. nie mógł zrobić nic, aby je cofnąć, a jeżeli River powiedziałaby mu cokolwiek, czego nie powinien wiedzieć…

- Spoilery. – Mrugnęła do niego, sięgając w stronę zapiętego na nadgarstku urządzenia, które wyglądało podejrzanie znajomo.

- Och, nie, powiedz mi, że to nie jest manipulator Jacka…

Zniknęła zanim zdążył dokończyć zdanie, a on westchnął, kręcąc głową i sięgając po pusty kubek. Wchodząc do środka pstryknięciem zamknął drzwi i pozwolił maszynie zadecydować, gdzie wyląduje następnym razem. We wnętrzu TARDIS Donna Noble wciąż spała spokojnie, zbierając siły na kolejny pełen przygód dzień. Kilkaset metrów poniżej, nie słysząc nawet dźwięku dematerializującej się budki policyjnej, Edmund Percival Hillary i Norgay Tenzing udzielali kolejnego z rzędu wywiadu, a słowa w końcu załatwiliśmy skurczybyka obiegły już cały świat.

Pierwsza wyprawa, która osiągnęła szczyt Mount Everest nigdy nie została zapomniana.

1 komentarz:

  1. Aaach, cudo.

    Bardzo ładny tekścik, stylistycznie jak zwykle świetnie - uwielbiam twój styl w każdym wydaniu. Kreacja River świetna, ale, jeżeli o Doktora chodzi, to bez wahania powiedziałabym, że to Jedenasty. Może to tylko moje niezbyt dobrze skrywane uwielbienie do Jedenastego rzutuje na wszystko :D
    Więęęęcej!

    (bezczelna copypasta! nie bij :D)

    OdpowiedzUsuń