piątek, 6 września 2013

Wianki

Na planecie, na której wylądowali, trawa lśniła znajomym odcieniem czerwieni. Drobne kwiatki o odurzająco słodkim zapachu rosły upstrzone po wzgórzu, to tu, to tam. River zbiegła w dół zbocza ze śmiechem, schylając się po nie, aż jej ramiona były pełne różnokolorowych roślin.

- Nie wiedziałem, że umiesz splatać wianki – mruknął, pozwalając jej na wsunięcie misternie splecionej obręczy na swoją głowę w chwilę później. Próbował być cicho, gdy pracowała, jednak nigdy nie wychodziło mu to zbyt dobrze i nie był pewien, czy nie zirytował jej gadaniem bez sensu.

- Sądzisz, że brakuje mi subtelności, kochanie? Nie odpowiadaj, pogrążysz się jedynie bardziej – odpowiedziała. Nie wyglądała na złą, jednak jego River niezbyt często pokazywała mu cokolwiek poza zadziornym uśmiechem. – Poza tym, zapewne nie umiałabym tego robić dobrze, gdyby Rory nie był tak dobrym nauczycielem.

- Rory i wianki? – zdziwił się natychmiast, chociaż ukłucie bólu, jakie poczuł na myśl o jego Pondach, wciąż jeszcze było zbyt wielkie. – Rory Rzymianin?

- Ha, a jak myślisz, skąd wywodzi się ta tradycja? – River potrząsnęła głową i pochyliła się, by strzepać pozostałe źdźbła długich traw z koca, na którym siedzieli. – Amy nigdy nie miała do tego cierpliwości, ale ojciec zawsze lubił precyzyjne zajęcia. Pozwalały mu zapomnieć, tak myślę.

Doktor umilkł, nie wiedząc, co powiedzieć. To była jego wina, że Rory do końca swojego życia cierpiał z powodu dwóch linii czasowych ściśniętych wewnątrz umysłu. Jego czas, gdy pilnował Pandorici nie mógł być łatwy. Setki lat spędzonych samotnie… Doktor mógł wyobrazić to sobie aż za dobrze. To właśnie czekało na niego w przyszłości.

Instynktownie przesunął się bliżej River, obejmując ją w pasie i oddychając z ulgą, gdy wtuliła się w niego jeszcze bardziej, wyraźnie zadowolona. Jej loki drażniły go w nos i w chwilę później kichnął głośno, wywołując salwę śmiechu.

- Następnym razem.

- Co takiego? – zapytała go nieco nieprzytomnie, prawie zasypiając już w jego ramionach.

- Następnym razem zabiorę cię do Darillium.

Melody Pond uśmiechnęła się przez sen, nie słysząc go w ogóle. Być może dzięki temu mógł okłamać samego siebie, że ten moment nie nadejdzie nigdy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz